wtorek, 28 lutego 2012

Arnia bitej pi(a)zdy.

Na murze, bardzo niedaleko mojego miejsca zamieszkania, swoje znalazł pewien uroczy napis. Napis, który ma swoją historię. Kiedyś, jeszcze przed wybuchem mody na maczety, ale już po tym jak modne stały się noże, grupa najprawdopodobniej absolutnie łysych dresów, kibiców Wisły, wymalowała na starej kamienicy swoje hasło. "Armia białej gwiazdy" dumnie głosiło ów hasło. I tu historia mogłaby się zakończyć, gdyby nie to, że nic nie może pozostać bez reakcji.

Pewnego dnia, grupa prawdopodobnie równie łysych dresów, poczuła się urażona tymże wyżej wspomnianym napisem. Trzeba ich zrozumieć. Tak jak Żydzi mogą czuć się urażeni stwierdzeniem "arbeit macht frei", a ludzie o ciemnym kolorze skóry, nazywaniem ich per "bambusy", tak ci łysi panowie, kibice Cracovii, trzeba dodać, poczuli że bardzo ich boli ten napis na tej kamienicy. Z resztą tak samo jak każdy inny napis na każdej innej kamienicy. Panowie wzięli się więc do roboty, a efekt może obecnie podziwiać każdy, kto przejeżdża, przechodzi, lub w razie powodzi, przepływa przez aleje Słowackiego.

Nie mam zielonego pojęcia, co dokładnie oznacza "arnia bitej piazdy", choć wydaje mi się, że w wolnym tłumaczeniu z neandertalskiego na nasze, to 'armia bitej pizdy'. I trzeba tu oddać dresom, co ich, że wykazali się sporą inwencją twórczą, jednak zabrakło chyba trochę talentu. I mózgu.

Nie podoba mi się sposób w jaki ubrani w szmaty, łysi ludzie, załatwiają swoje porachunki. Po pierwsze primo, nie ma według mnie to sensu, bo za tydzień, dwa, miesiąc albo rok, Citroenem Saxo z silnikiem 0,5l, podjedzie kolejna banda debili i dopiszę kolejną wersję. I tak w kółko. Zamiast tego, mogliby się po prostu wyzabijać. Do drugie primo, zastanawia mnie to, że nikt nic z tym nie robi. Ten napis jak się pojawił, już w sumie dawno temu, tak nadal jest i ma się dobrze. Ja rozumiem, że mamy kryzys i że są ważniejsze rzeczy niż napisy na ścianach, ale z drugiej strony, jestem pewny, że za tak zwane "planowanie krajobrazu" sporo ludzi dostaje grube pieniądze. I skoro już dostają, bo pewnie się na tym znają, to mogliby tak zaplanować krajobraz, żeby tego napisu tam nie było. Nie to, że rani on moje uczucia religijne, płciowe czy żywieniowe, ale najzwyczajniej w świecie przyjemnie jest żyć w miejscu, choć w miarę zadbanym. I tu muszę przyznać, że nie chodzi już o ten konkretny napis. Jest milion, trylion różnych, brzydkich, śmierdzących, albo po prostu głupich elementów tego miasta, którymi ktoś powinien się zająć. Zamiast zatrudniać armię facetów z odwrotnymi odkurzaczami, do zdmuchiwania liści z miejsca na miejsce.

Po trzecie primo, ultimo, wypadałoby żeby służby porządkowe od czasu do czasu reagowały. Oczywiście nie mam tu na myśli strzelania do grafficiarzy, których dzieła bardzo cenię w zdecydowanej większości, ale mogliby się wysilić na tyle, żeby zatrzymać samochód i krzyknąć do łysych, żeby spieprzali. Ostatnio widzę jak idzie sobie patrol, a przed nim trzech morderców, którzy potajemnie lubią małe kotki, maluje coś na ścianie kamienicy. No to myślę sobie, że będzie jakaś reakcja, albo coś. Bo nie wyglądało na to, że to są jacyś artyści, którzy mają pozwolenie na robienie ulicznych dzieł na ścianie. Reakcji jednak nie było, 'niebiescy' jedynie przeprosili, że chcieliby przejść.

Wracając zobaczyłem, że trójki artystów już nie ma, a został po nich jedynie, wspaniały, monumentalny wręcz -penis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz